

Skład wyjściowy
Bramkarz | |
Zawodnik | |
Wydarzenia
- 25' Paweł Ciok (1)
- 45' Mateusz Muszyński (1 | strzał niecelny)
Podsumowanie
Ursynów marzył o tym, by zakończyć rundę na pierwszym miejscu. A jeśli miał to zrobić bez oglądania się na rywali, to przeciwko Drzewcom musiał wygrać. Co prawda dotychczas nie szło mu w pojedynkach z tym zespołem, bo obydwie jakie zostały rozegrane, zakończyły się jego porażkami, ale ten sezon jest jak na razie wyjątkowy dla drużyny Roberta Biskupskiego i nie takie bariery ta ekipa zdążyła już przełamać. Rywal nie zamierzał jednak odpuszczać. Podopieczni Adriana Zająca natracili wystarczająco dużo punktów i zależało im by rundę zakończyć zwycięstwem. Tym bardziej, że zmniejszyłoby ono dystans do czołówki i pozwoliłoby na dobrym miejscu rozpocząć pościg w drugiej części sezonu. Walka szła więc o duża stawkę i jedni i drudzy zdawali sobie z tego sprawę. Sam mecz od mocnego uderzenia mogli rozpocząć faworyci. W 3 minucie Wojtek Kołodziejczyk zbyt krótko wybija piłkę, co powoduje że ta pada łupem Łukasza Skirzyńskiego, który decyduje się na błyskawiczny strzał. Futbolówka mija wszystkich, zalicza jednak kozioł i chociaż wydaje się, że mimo to zmieści się pod poprzeczką, ostatecznie trafia w aluminium. A to był dopiero początek pecha liderów drugiej ligi. W piątej minucie w ich polu karnym dochodzi do zamieszania, a Paweł Radomski tak niefortunnie interweniuje, że pokonuje własnego bramkarza. Zielonkowska młodzież objęła więc prowadzenie, a nie jest to z kolei częsty obrazek z meczów z udziałem Ursynowa. Byliśmy ciekawi jak ta ekipa zareaguje na takie okoliczności. I w 10 minucie powinien być remis. Tomek Sieczkowski wystawił piłkę Mateuszowi Muszyńskiego, ale najlepszy strzelec „czarno-czerwonych” nie popisał się precyzją i strzelił w sam środek bramki, co ułatwiło interwencję Wojtkowi Kołodziejczykowi. Natomiast w 13 minucie fatalny błąd popełnił vis-a-vis bramkarza Drzewcy. Robert Biskupski wyszedł z piłką poza pole karne i próbował ją dość szybko oddać do jednego z kolegów, ale źle w nią trafił, ta padła łupem Kamila Kłopotowskiego, który efektownym lobem umieścił ją idealnie pod poprzeczką. Ta bramka na dłuższy czas załamała postawą faworytów. Nie wyszli oni z letargu praktycznie do końca pierwszej części spotkania, ale właśnie wtedy stworzyli sobie kolejną, dogodną okazję. Niestety znów centymetrów zabrakło Mateuszowi Muszyńskiemu, który z bliska obił poziomą część świątyni rywali. Wynik 0:2 pozostał więc obowiązującym, aczkolwiek Ursynów wcale nie czuł się tutaj gorszy. I miał jeszcze 25 minut, by wszystkim zebranym postarać się to udowodnić. Przegrywający z animuszem rozpoczęli finałową odsłonę. Zastosowali pressing, co przyniosło oczekiwany efekt, bo rywal zaczął oddawać piłki za darmo. Ale bramka na 1:2 padła akurat po kontrze – wreszcie swój celownik nastawił Mateusz Muszyński i różnica między zespołami wynosiła już tylko jedno trafienie. I widać było, że Ursynów na tym nie spocznie. Ale właśnie wtedy, w krytycznym momencie, kolejny błąd popełnił bramkarz. Powtórzyła się sytuacja z pierwszej połowy – niepotrzebne wyjście, złe podanie i reszty można się domyśleć. A gdyby tego było mało, to w ciągu 60 sekund „czarno-czerwoni” wbili sobie kolejnego samobója i było jasne, że tego meczu już nie wygrają. Przewaga trzech goli pozwoliła się rozwinąć przeciwnikom, którzy grali z większą swobodą i coraz częściej przebywali na połowie rywala. Za chwilę podwyższyli wynik na 5:1 i zaczęło pachnieć pogromem. Ursynów stać było jednak na jeszcze jeden zryw i chociaż najpierw Mateusz Muszyński nie wykorzystał rzutu karnego (strzelił obok słupka), to lada moment się zrehabilitował i ustalił wynik spotkania na 2:5. Gorzka to była porażka dla faworytów, bo cztery gole z pięciu praktycznie podarowali swoim konkurentom. Cóż – takie mecze też się zdarzają, a przegrani i tak zrobili w tej rundzie więcej, niż można się było spodziewać. Drzewce odbiły sobie z kolei wszystkie jesienne niepowodzenia i ich strata do niedzielnych oponentów to zaledwie jeden punkt. Niewykluczone więc, że gdy te zespoły spotkają się w rewanżu, to kto wie czy stawka nie będzie jeszcze większa niż teraz. A chyba wszyscy wiedzą co miałoby to oznaczać. |